Przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk św. Jana Pawła II (wspomnienie)


18 maja 2020 r., ks. Waldemar Karasiński, Fot. Arturo Mari, z archiwum prywatnego ks. W. Karasińskiego

Przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk św. Jana Pawła II (wspomnienie)

Ks. Waldemar Karasiński to jedyny ksiądz diecezji włocławskiej, który przyjął święcenia kapłańskie z rąk św. Jana Pawła II. Stało się to podczas pielgrzymki Papieża do Ojczyzny w 1987 roku w Lublinie. Z okazji 100. rocznicy urodzin św. Jana Pawła II prezentujemy wspomnienie autorstwa ks. kan. Waldemara Karasińskiego, proboszcza parafii św. Jana Chrzciciela w Lubrańcu, wykładowcy Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, redaktora naczelnego "Ateneum Kapłańskiego" i dyrektora Wydawnictwa Diecezjalnego we Włocławku.
 
Święcenia kapłańskie z rąk Ojca Świętego Jana Pawła II
Lublin, 9 czerwca 1987 roku
 
Będąc alumnem Wyższego Seminarium we Włocławku i przygotowując się do kapłaństwa, wiele razy myślałem o dniu, w którym przyjmę święcenia kapłańskie. Myśli te przychodziły zwłaszcza wtedy, gdy we włocławskiej bazylice katedralnej uczestniczyłem w obrzędzie święceń kolegów z wyższych lat studiów.
 
Patrząc, jak przeżywają podniosłe chwile, jak leżą krzyżem, jak ślubują wierność Kościołowi i swemu biskupowi, byłem z nimi sercem i modlitwą. Myślałem też o diakonach, którzy na przestrzeni wieków przyjmowali święcenia kapłańskie z rąk kolejnych pasterzy Kościoła włocławskiego. Z ufnością czekałem na swój czas, na własne święcenia, przez które zostanę włączony do grona kapłanów.
 
Ten czas nadszedł w 1987 r., roku Trzeciej Pielgrzymki do Ojczyzny Ojca Świętego Jana Pawła II. Święcenia kapłańskie w katedrze włocławskiej odbyły się 31 maja i koledzy z mojego roku otrzymali je z rąk administratora diecezji włocławskiej bp. Romana Andrzejewskiego, lecz nie ja. Czy kiedykolwiek, w największej nawet skrytości serca, mogłem przypuszczać, że moje święcenia nie odbędą się we Włocławku, lecz że zostanę delegowany do grupy diakonów, których podczas pobytu w Polsce, 9 czerwca w Lublinie, wyświęci na kapłanów Papież Jan Paweł II? Trudno opisać, jak przyjąłem wiadomość o tym nieopisanym zaszczycie. Czy może być większe wyróżnienie dla młodego człowieka, który zdecydował się służyć swoim życiem Bogu, Kościołowi, niż to, że kapłanem uczyni go sam Namiestnik Chrystusowy?
 
Przyjąłem zatem święcenia kapłańskie z rąk Jana Pawła II, będąc jednym z grona pięćdziesięciu diakonów. Połowę naszej grupy stanowili diakoni zakonnych seminariów duchownych. W przeddzień święceń, 8 czerwca po południu, odbyliśmy trwającą ponad cztery godziny próbę. Miejscem celebry był plac pod budowę kościoła Świętej Rodziny w dzielnicy Lublina - Czuby (ulica, przy której stoi świątynia, nosi imię Jana Pawła II). Sama uroczystość miała o wiele krótszy przebieg. Pamiętam tłumy wiernych otaczające papieski ołtarz, wzniesiony na fundamentach powstającego kościoła, gorąco wyrażających swoje uczucia do Papieża: wszędzie ludzie, ludzie, ludzie... Wiedziałem, że w tym olbrzymim zgromadzeniu modlitewnym są moi najbliżsi: Mama, Tato, inni członkowie Rodziny, wierni z parafii Sadlno, najbliżsi koledzy... Wiele otuchy czerpałem ze świadomości, że wśród obecnych na uroczystości biskupów jest bp Roman Andrzejewski. Wiedziałem, że wszystkie te osoby powierzają mnie z ufnością Bogu na służbę, że proszą Go o błogosławieństwo dla mnie. Do końca życia wspominać będę nasycony Bogiem nastrój, zachowuję w pamięci doniosłość i szczęście tamtych chwil. Czułem, że Ojciec Święty mnie widzi, że mnie rozumie, akceptuje, że mnie kocha i mi błogosławi. Wszystkie słowa, jakie kierował do zgromadzonych, płynęły wprost do mego serca, odnosiłem je do siebie. Pragnąłem, aby udzieliła mi się jego moc i głęboka, promieniująca z niego wiara, gdy mówił: „Drodzy Neoprezbiterzy! Służyć ludziom na tej polskiej ziemi, na której tak potrzebna jest posługa prawdy ewangelicznej: prawdy wyzwalającej każdego człowieka. [...] Aby być wychowawcą sumień, aby prowadzić innych, aby pomagać im dźwigać się z grzechów, nałogów, aby dźwigać lud upadający, sami musimy być zawsze gotowi stanąć w obliczu Boga i wobec osądu sumienia każdego człowieka. Sami musimy od siebie wymagać. Kapłaństwo jest wymagające. Jest wymagające. Wymaga - i przez to wyzwala”.
 
Obraz takiego Papieża zabrałem z sobą na dalsze życie. Dziewiąty czerwca 1987 roku, Lublin - data dla mnie najważniejsza, miejsce we wspomnieniach święte. W trudzie kolejnych lat kapłańskiej posługi, w podejmowaniu decyzji, w ocenach własnego powołania umacnia mnie wspomnienie owego lubelskiego, błogosławionego dnia.