Nasi diecezjanie na jakubowym szlaku
9 sierpnia 2024 r., Tekst i zdjęcia: kl. Mateusz PerczyńskiOd 29 lipca do 9 sierpnia br. ks. prał. Jerzy Dylewski, ks. Robert Mac i kl. Mateusz Perczyński pokonali trasę, która obejmowała nie tylko drogę do Santiago de Compostela, ale także do Muxia i Fisterry, dwóch innych ważnych miejsc na końcu „Drogi Świętego Jakuba”. Łącznie pielgrzymi pokonali około 250 kilometrów pieszo, doświadczając po drodze różnorodnych krajobrazów i duchowych doznań. Każdego dnia grupa pokonywała od 20 do 30 kilometrów, zatrzymując się na noc w schroniskach pielgrzymkowych oraz biorąc udział w codziennych Eucharystiach.
„Pochodzę z parafii św. Jakuba Apostoła w Dobrosołowie, obecnie archidiecezja gnieźnieńska. Od zawsze moim pragnieniem było wybrać się na „Camino”, ponieważ przy sakramencie bierzmowania wybrałem sobie imię Jakub, tak jak patron mojej rodzinnej parafii. I w ten oto sposób Święty Jakub wplótł się już na zawsze w moje kapłańskie życie” – wspomina ks. Jerzy Dylewski. „Z całą pewnością ta pielgrzymka tutaj do grobu Apostoła jest wyprawą mojego życia. Dziękuję bardzo Panu Bogu za to, że pozwolił mi dojść do Santiago przed katedrę. A gdy już doszedłem, to się rozpłakałem ze szczęścia. Mimo że wszystko już bolało i ledwo szedłem, to intencja, z którą się tutaj wybrałem, była najważniejsza. Jako kapłan senior dużo zawdzięczam księdzu Robertowi. Gdyby on się tutaj nie wybrał, to ja sam bym nie był w stanie pokonać tej trasy, ponieważ była dla mnie bardzo wymagająca i trudna” – dopowiada kapłan senior.
Dla kl. Mateusza wyprawa na Camino była marzeniem od dawna. „Te dwa tygodnie wędrówki były dla mnie prawdziwą lekcją pokory, wdzięczności i miłości. Wspólne wędrowanie i rozmowy z ks. prał. Jerzym i ks. Robertem były dla mnie niezwykle inspirujące. Najbardziej wzruszającym momentem było dla mnie dotarcie do katedry w Santiago de Compostela, gdzie pomyślałem sobie, że udało mi się mimo wszystko, a myślałem, że już nie dojdę. Pielgrzymka nasza zakończyła się w Fisterze, miejscu, które symbolicznie oznacza „koniec świata”. Patrząc na nieskończony horyzont oceanu, zrozumiałem, że moja duchowa podróż dopiero się zaczyna” – wspomina kl. Mateusz.